niedziela, 13 kwietnia 2014

Nowe wiosenne wyzywanie

Nie mam czasu.
Poważnie. 

http://weheartit.com/

Sporo się u mnie dzieje ostatnio, nawrzucałam w mój kalendarz dużo różnych obowiązków, powoli nadrabiam moją bezproduktywną zimę. Niestety doba nadal ma 24 godziny, z czego 7 przesypiam, a 9 spędzam w pracy i na dojazdach do pracy. Resztę czasu staram się zagospodarować najlepiej jak się da, ale coś kosztem czegoś…
Najprościej było mi odłożyć obowiązki domowe. I po miesiącu takiego odkładania (kiedy to sprzątałam tylko w soboty i to bardzo pobieżnie) widać to jak na dłoni. Moje mieszkanie nie wygląda zbyt dobrze, nie jest brudne, ale panuje w nim chaos, rzeczy przestały trafiać na swoje miejsce.
Planowałam duże wiosenne porządki, a tymczasem do tej pory umyłam tylko 1 okno. Wkurza mnie to!
Oprócz tego, bardzo brakuje mi chwili spokoju, refleksji. Ciągle coś się dzieje. A ja chcę sobie na spokojnie pomyśleć siedząc w moim bujanym fotelu, z kubkiem kawy w dłoni.
W związku z powyższym, dziś rano wymyśliłam, że od jutra codziennie (co najmniej przez miesiąc) będę wstawać najpóźniej o 6 rano (teraz wstaję zwykle o 7).
Dzięki temu zyskam codziennie godzinę czasu na małe kroczki w stronę uporządkowania mojej przestrzeni oraz relaks w ciszy i spokoju.
Co prawda, ostatnio wstaję z wielkim trudem, więc nie obiecuję sobie, że będę o 6 na nogach każdego dnia bez wyjątku. Ale z drugiej strony, uważam że to jest naprawdę świetny pomysł i już zaczynam sobie wyobrażać te moje poranki J
Ktoś się przyłącza?

Polecam Wam nastawianie tylko jednego budzika i wstanie z łóżka (oraz jak najszybsze pościelenie łóżka) od razu po tym jak ten budzik zadzwoni. Przedłużanie momentu wstawania („jeszcze 5 minut…”). to najczęstsza przyczyna mojego porannego stresu i wszelkich spóźnień. 

niedziela, 6 kwietnia 2014

Poszukiwania sukni ślubnej… zakończone!


Liczba odwiedzonych salonów: 8
Liczba przymierzonych sukienek: dziesiątki
Liczba kompetentnych ekspedientek: 2

No i mam suknię! Jest przepiękna i bardzo skromna. Wymarzona.
Ale poszukiwania to był jakiś koszmar…
Fakt, jestem wymagająca. Ale też dokładnie wiedziałam jakiej sukni szukam, co powinno było znacznie wszystko ułatwić. Wchodząc do salonu od razu mówiłam co mnie interesuje:

Skromna suknia, bez cekinów itp., zwiewny dół (nie ze sztywnego materiału, bez halki z kołem), krój trapezowy, bez trenu, przylegająca gładka góra (gorsetowa lub nie), zakryte ramiona i plecy (np. koronkowym bolerkiem), ewentualnie do tego pas w talii…

Bardzo często okazywało się, że powyższy opis jest nie wystarczający i panie pokazywały mi bardzo strojne sukienki, „księżniczki”, suknie z grubej satyny (błyszczące i totalnie nie zwiewne!). Było naprawdę ciężko.

Ale jak już przymierzyłam którąś suknię i panie widziały, że podobam się sobie to robiły absolutnie wszystko żebym się na tę suknię zdecydowała i tylko mi przytakiwały:

Ja: W tej się dobrze czuję…
Ekspedientka: Wygląda pani pięknie, szczupło, cudownie!
Ja: …ale jednak ta poprzednia bardziej mi się podoba…
Ekspedientka: Ma pani rację, w tamtej wyglądała pani o wiele lepiej. Nic lepszego pani nie znajdzie!

W jednym salonie (bardzo popularnym w Krakowie) zostałam totalnie olana przez ekspedientki. Obie panie pomagały przebierać się innym klientkom, choć ja byłam umówiona na konkretną godzinę z nimi! Gdy już znalazły dla mnie chwilę i powiedziałam jakie suknie mnie interesują, zaczęły mi pokazywać zupełnie inne modele, a na końcu stwierdziły, że w zasadzie w całym salonie mają tylko 2 sukienki w moim rozmiarze, obie księżniczki, nie ma sensu nic mierzyć bo i tak nie będzie widać efektu (w salonach są ogólnie suknie w rozmiarze 38, mierzyłam takie, po prostu nie do końca zapięte z tyłu). Porażka.

Na szczęście udało mi się znaleźć „moją” suknię, dokładnie taką o jakiej myślałam. Co prawda nie było to takie olśnienie (jak na niektórych filmach), nie wzruszyłam się :P Wybór był wynikiem chłodnej kalkulacji, połączeniem moich marzeń z rzeczywistością (nadwaga!, wybrałam suknię która mi się podoba i w której wyglądam najszczuplej).
Jedną sukienkę wybrałam już na początku marca (wtedy też pisałam na blogu, że już chyba mam sukienkę!), ale byłby to gotowy model totalnie przerobiony wg moich wskazówek. Już prawie się na nią zdecydowałam, ale po przemyśleniu postanowiłam iść do jeszcze kilku salonów bo obawiałam się co wyjdzie po tych wszystkich przeróbkach :P

Kilka wskazówek dla osób, które będą szukać sukni ślubnej (na podstawie moich doświadczeń):
  • Na początku zanalizuj swoją sylwetkę, pomyśl co chcesz podkreślić, co ukryć, w katalogach wszystkie suknie są piękne, ale pomyśl w której ty będziesz wyglądać najpiękniej


  • Przed wybraniem się do salonów obejrzyj jak najwięcej sukienek w Internecie, zrób listę typów sukien:
1) Kompletnie nie w moim guście, nie będę tracić czasu na ich przymiarkę (np. księżniczka w moim przypadku
2) Najpiękniejsze!
3) Suknie, co do których mam wątpliwości – warto je przymierzyć! (np. u mnie – syrena/rybka)

Uwaga! Mam tutaj na myśli typ sukni (prosta, krótka, rybka, księżniczka, empire itd.), a nie konkretny model z danego sklepu.
Moim zdaniem nie warto ograniczać się tylko do konkretnych modeli, które podobają nam się w katalogu, bo na nas mogą wyglądać zupełnie inaczej. Generalnie, polecam przymierzenie jak największej ilości sukienek z punktu 2 i 3, można się nieźle zaskoczyć. Możesz wyglądać super w sukience, która nie podoba ci się ani w katalogu ani na wieszaku!

  • Umów się telefonicznie na przymiarkę w salonie, gwarantuje ci to (zazwyczaj) brak kolejki do przymierzalni, uwagę ekspedientki i czas na przeglądanie się w lustrze


  • Zastanów się w jakim stylu będzie Twoje wesele, wszystko musi współgrać ze sobą


  • Pomyśl jak będziesz wyglądać w danej sukni u boku swojego męża (mój narzeczony nie jest dużo wyższy ode mnie, gdybym miała ogromną suknię z trenem, on by po prostu zniknął wśród moich falbanek i tiulu :P)


  • W salonie, oprócz sukienek z listy, poproś ekspedientkę o pokazanie sukni, w której jej zdaniem wyglądałabyś najlepiej


  • Nie stój tylko przed lustrem w sukience, przejdź się, obróć się, zobacz jak suknia układa się w ruchu. Sprawdź czy poruszasz się w niej swobodnie. Przyjrzyj się jej dokładnie (niestety żaden z salonów, w których byłam nie pozwalał robić zdjęć)


  • Kontrowersyjną sprawą są osoby towarzyszące nam w poszukiwaniach. Ja szukałam sukni sama. Zabrałam moją przyjaciółkę do salonu dopiero tuż przed ostateczną decyzją, gdy już wybierałam między 3 sukniami. Generalnie, im więcej doradców tym gorzej. Każdy ma inny gust, a słuchając wielu opinii ciężko samemu ocenić, w czym wygląda się i czuje najlepiej



Kolejny punkt na liście „do to” odhaczony, ufff ...
Dzisiaj jedziemy wybrać zaproszenia  - mam kilka godzin na ostateczną decyzję w sprawie koloru/motywu przewodniego…



sobota, 5 kwietnia 2014

Polska na weselu!


Po raz kolejny wyszło, że tematyka mojego ślubu i wesela jest od jakiegoś czasu dominującą na blogu. Cóż. To nie było planowane, ale organizowanie wesela zajmuje mi coraz więcej wolnego czasu.

I zauważyłam, że nawet ja - przeciwnik robienia czegokolwiek na pokaz, „zastaw się, a postaw się” i wszelkiej pompy, coraz częściej dopinając kolejne sprawy związane z weselem myślę sobie: „co powie rodzina?”, „co ludzie powiedzą?”

Wpadam powoli w pułapkę i czasami daję się ponieść temu weselnemu szaleństwu.
(PRZYKŁAD: Nie chcę mieć welonu, ale co babcia sobie pomyśli, gdy zobaczy, że idę do ślubu bez welonu? Może jednak dla świętego spokoju kupię ten welon?)

Co jakiś czas schodzę jednak na ziemię, i to tak boleśnie, że ogarniają mnie wątpliwości czy całe to wesele ma jakikolwiek sens. Zwłaszcza, gdy widzę jak kolejne stówki z mojej wypłaty zostają przeznaczone na kolejne zaliczki dla usługodawców. Czy biorąc ślub i organizując wesele nie spełniam przypadkiem czyichś oczekiwań i marzeń, zamiast swoich?
(PRZYKŁAD: Moja mama mówi, żebyśmy sobie wybrali jaką niespodziankę od rodziców chcemy na weselu. Pokaz sztucznych ogni, taniec brzucha, kominiarza czy coś innego. – WTF?! oczywiście nie będzie żadnej z tych „niespodzianek”)

Czy mogę się jeszcze wycofać z tej farsy? :P A może jednak jestem wszystkim bardzo podekscytowana? Czasem ciężko mi to określić, naprawdę! Czy ja jestem jakaś dziwna czy może całe to zamieszanie jest dziwne...?

Dlatego właśnie postanowiłam zgodzić się na przesłanie mi przez wydawnictwo ZNAK recenzenckiego egzemplarza magazynu ZNAK, w którym temat przewodni to „Polska na weselu”.
Przyznam, że nie zdecydowałabym się współpracę (nigdy wcześniej się nie godziłam na żadne współprace) gdyby nie to, że temat jest mi obecnie bardzo bliski. Poza tym, po przeczytaniu kilku fragmentów artykułów stwierdziłam, że sposób ujęcia tego tematu (na podstawie badań przeprowadzonych przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie) jest dla mnie bardzo interesujący Szczególnie polecam artykuł: „Być sobą w rytuale”, fragment:

Ktoś, kto podchodzi do rytuału wesela i jego poszczególnych części, np. oczepin albo momentu wyprowadzenia panny młodej z domu rodzinnego jak do czegoś sztucznego, w czym nie chce brać udziału, przeciwko czemu się buntuje, odtwarzając rytuał, niespodziewanie znajduje się w sytuacji, kiedy coś się w nim zmienia. Wrażenie sztuczności i teatralności ulatnia się. Nagle wchodzi w świat tego wytworzonego systemu wartości, symboli, znaczeń i zaczyna płynąć w ich strumieniu.

Mam nadzieję, że u mnie też zniknie wrażenie sztuczności i teatralności całego widowiska...


...lub “Weselne być albo nie być” - również trochę o mnie...

Jak postąpić wobec rodzica, który całe życie był nieobecny,
przez lata nawet niewidziany? Wreszcie jak uciec od weselnej
sztampy, nie narażając na poczucie wyobcowania
rodziców, babci, sto lat nieoglądanej rodziny? Jak się
w tym wszystkim nie pogubić? Jak nie zatracić siebie?

Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany zapoznaniem się z innego rodzaju spojrzeniem na ceremonię zaślubin i wesele (nie: “jakie sukienki są modne w tym sezonie” ani: “z jakich kwiatów wykonać bukiet ślubny”) to na stronie wydawnictwa:
Po wpisaniu hasła: “wesele” możecie kupić numer miesięcznika, o którym piszę 25% taniej (wysyłka gratis).


Wracam do lektury, i cieszę się, że właśnie teraz (na półmetku przygotowań do mojego ślubu) wpadł mi w ręce ten magazyn. Mam nadzieję, że oswoję się nieco z tematem i zacznę zauważać w tym wszystkim jakiś większy sens. Bo póki co, jestem przerażona i trochę zniechęcona. 
Chciałabym mieć takie wesele na luzie, a tymczasem oczekiwania mojej rodziny są zupełnie inne (welon, kamerzysta, "niespodzianka", ogromny tort, zapraszanie baaardzo dalekiej rodziny, której nie znam!).



P.S. Kupiłam suknię ślubną - opowiem Wam już niedługo!