czwartek, 29 maja 2014

Organizacja ślubu i wesela – aktualizacja

Powolutku wykreślamy z listy kolejne punkty z listy organizacyjnej naszego ślubu i wesela. Przyznam, że panika związana z tym, że mamy za mało czasu aby wszystko wyszło idealnie minęła. Już wiem, że nie ma szans żeby było idealnie, ale też nie ma sensu się tym przejmować…
Zostały nam 4 miesiące do ślubu i jedyne czym się teraz martwię to to, że miewam czasem wątpliwości czy R. jest moją drugą połówką (generalnie, jest moją drugą połówką, ale jak się na niego zdenerwuję to miewam mętlik w głowie) oraz to czy uda mi się schudnąć tyle ile zakładałam (jest bardzo ciężko!).
Oto lista ogarniętych ostatnio spraw:

Zaproszenia
Wybierają wzór nie mieliśmy określonego koloru przewodniego, dlatego zaproszenia są całe białe. Wybraliśmy prosty, elegancki wzór, wykonanie również mi się bardzo podoba. Cena jednego zaproszenia to 3,50 zł i tutaj jest delikatny zgrzyt, bo jednak równie proste zaproszenia dałoby się kupić taniej…

Lista gości
Wreszcie zamknięta! Rozdaliśmy również pierwsze 10 zaproszeń. Generalnie, lista gości jest masakryczna, zwłaszcza po tym jak pewnego dnia moja mama zadzwoniła do mnie i podyktowała mi nazwiska 24 osób, które chce jeszcze zaprosić, a mama R. zażyczyła sobie zamówienie 10 pustych zaproszeń, bo również zastanawia się nad kolejnymi gośćmi. To jest porażka – z naszego skromnego, małego wesela robi się duże, huczne weselicho – takie, jakich ja nienawidzę! Ale jeszcze się nie poddałam, w ten weekend będę widzieć się z obojgiem rodziców i zamierzam im wprost powiedzieć, co o tym wszystkim sądzę i liczę na ich zdrowy rozsądek. Mam nadzieję, że jednak nie zaprosimy wszystkich tych ludzi, stracimy tylko kilkadziesiąt złotych na zaproszenia. Trzymajcie kciuki.

Kurs przedmałżeński
Zaliczony, nie było tak strasznie jak się spodziewałam. Teraz jeszcze czekają nas 3 wizyty w poradni małżeńskiej, ale na razie to odkładamy, ponieważ obecnie są ogromne kolejki do tych poradni. Czekamy aż ludzie, którzy pobierają się w wakacje (czyli większość) załatwią te wizyty, my pójdziemy do poradni gdzieś za miesiąc.


Kamerzysta
Chyba już o nim pisałam…? Nasze wesele sfilmuje firma, którą prowadzi znajomy mojego narzeczonego. Filmy są bardzo profesjonalne, jestem spokojna o jakość, pozostało nam wybrać jedną z opcji cenowych, które proponują (dostaliśmy rabaty, ale i tak jest to dość droga usługa…)

Fryzjer i makijażysta
Początkowo miała mnie czesać bliska koleżanka mamy. Ostatecznie jednak coś jej wypadło w sobotę, więc uczesze mnie tylko na poprawiny. Zapisałam się więc do polecanej w okolicy fryzjerko-makijażystki (było ostatnie wolne miejsce na ten dzień!). Kobieta jest większą profesjonalistką niż koleżanka mojej mamy (o czym wiem również od tej właśnie koleżanki mojej mamy), a poza tym od razu mnie umaluje. Oczywiście przedtem wybiorę się na próbne uczesanie i makijaż.

I to tyle. Czyli powoli coś tam idzie do przodu. Obecnie szukam butów do ślubu… Noszę rozmiar 38,5, a niestety nie wszystkie firmy posiadają takie połowiczne rozmiary, poza tym, muszę mieć buty na niewysokim obcasie i całe zakryte – a w sklepach coraz więcej sandałów…

P.S. Pytaliście, co z welonem – otóż ostatecznie zgodziłam się na welon.

Moja suknia nie ma trenu i ogólnie jest bardzo skromna, dlatego będę miała długi, ciągnący się po ziemi welon. Będzie taaaak długi, że nie będę w stanie w nim swobodnie tańczyć :P więc założę go tylko do kościoła, ściągnę w drodze na przyjęcie. Wilk syty i owca cała :P 

poniedziałek, 26 maja 2014

CZYSTKI KOSMETYCZNE


pinterest.com
Jednym z moich noworocznych postanowień było kupowanie i korzystanie z rzeczy najwyższej jakości, na jaką mnie stać. Krótko mówiąc: zamiast kupowania wielu przeciętnych rzeczy, kupić jedną, ale za to najlepszą w swoim rodzaju.
Głównie miałam tu na myśli ubrania, kosmetyki i wyposażenie mieszkania.
Z ubraniami na razie jest ok, mam ich naprawdę mało, a jakieś większe zakupy planuję zrobić dopiero za kilka miesięcy.
Z rzeczami do domu jest nieco trudniej – zwłaszcza jeśli chodzi o wyposażenie kuchni/jadalni. Po pierwsze, mam niewiele naczyń i przyborów kuchennych, tylko naprawdę niezbędne. Po drugie, przechodziłam fascynację tanimi sklepami z tego typu wyposażeniem, np. Pepco (nie umiem wyjść z tego sklepu z pustymi rękoma). Na szczęście w porę się opamiętałam i teraz zanim coś kupię to zastanawiam się nad tym czy chcę tę rzecz mieć w moim wymarzonym własnym mieszkaniu – to zwykle działa.  

Nadeszła pora ogarnąć moje kosmetyki, w zasadzie zbiory kosmetyczne, moją kolekcję. Mam słabość do kosmetyków, muszę to przyznać. Kilka lat temu byłam prawdziwą kosmetyczną maniaczką. Znałam i miałam w swojej kolekcji wszystkie nowości polecane na blogach i youtubie. Kosmetyków miałam tak wiele, że nie miałam miejsca na ich przechowywanie, koleżanki z akademika przychodziły do mnie po porady kosmetyczne i próbki. Jak się nietrudno domyślić, większości z tych kosmetyków nie nadążałam zużywać, upływał ich termin ważności i lądowały w koszu. A jak ktoś mnie zapytał, który z moich kremów do twarzy jest najlepszy to nie byłam w stanie tego stwierdzić, bo ciągle je zmieniałam. Tak naprawdę tylko przeprowadzka i moje kłopoty finansowe (zaczęłam wtedy liczyć ile na co wydaję miesięcznie) spowodowały, że się nieco opamiętałam. Nastąpił po tym całkowity zakaz kupowania jakichkolwiek kosmetyków oraz długie i męczące zużywanie zapasów. Część z tych zapasów mam do dziś. Wszystko byłoby ok, gdyby nie moje kolejne kosmetyczne fascynacje: własnoręczne wykonywanie kosmetyków i półprodukty oraz kosmetyki naturalne – znów poszło na to sporo pieniędzy i znów mam sporo zapasów (ale na bank nie tyle co za pierwszym razem).

pinterest.com
Na ten moment dążę do tego aby całkowicie zlikwidować moją kolekcję. W ogóle słowo kolekcja w odniesieniu do kosmetyków obecnie jest dla mnie jakiś absurdem – kosmetyki są produktami do użytku, a nie czymś, co należy kolekcjonować. Zamierzam zużyć wszystkie posiadane produkty. To, czego nie mam ochoty używać rozdam, przestając się okłamywać, że może kiedyś mi się ta rzecz przyda.  
Ale głównym moim celem jest posiadanie jednej sztuki danego produktu – 1 krem, 1 szampon, 1 balsam, 1 krem do rąk itd. Mają to być kosmetyki naprawdę świetnej jakości, najlepiej naturalne. Jeśli chodzi o kosmetyki do makijażu, to mój problem z nimi jest znacznie mniejszy, nie mam kolekcji, nie muszę nic na siłę zużywać.
Aby cała ta akcja miała jakiś sens, postanawiam ograniczyć ją czasowo i daję sobie czas właśnie do końca roku – jako, że jest to w gruncie rzeczy moje postanowienie noworoczne.

Pierwszy krok już zrobiłam – stworzyłam tabelkę w Excelu z listą wszystkich posiadanych kosmetyków i ich oceną w skali 1-10. Na czerwono zaznaczyłam te produkty, które mi nie odpowiadają i chcę się ich pozbyć jak najszybciej. Resztę powolutku zużyję pilnując się aby kupować tylko i wyłącznie to, czego naprawdę potrzebuję. Na ten moment przytłacza mnie ilość kosmetyków, którą posiadam, ale już widzę oczami wyobraźni moje półki w łazience, toaletkę i kosmetykę po tych wszystkich czystkach i nie mogę się tego doczekać!

Nie wiem czy ktoś z Was miał podobne dylematy związane z tak błahą sprawą… ;] Dajcie znać czy Was też kiedyś pochłonął kosmetykoholizm i jak (lub czy) z tym walczycie.


niedziela, 25 maja 2014

Jak mi idzie wczesne wstawanie?

Ponad miesiąc temu, sfrustrowana z powodu braku czasu, postanowiłam, że będę wstawać codziennie o 6 rano i nadrabiać, co się da.


pinterest.com

Jak to wyglądało w praktyce?
Otóż, przez pierwszy tydzień faktycznie wstawałam dość wcześnie, może nie punktualnie o 6:00, ale o 6:20 byłam już na nogach. Potem początkowy zapał znacznie osłabł i było już kiepsko. Okazało się, że możliwość porannego czytania książki i leniwe śniadanie nie są wystarczającymi powodami aby opuścić moje ukochane łóżeczko – wstawałam o 7:00. Zresztą, wstając o 7:00 i tak mam wystarczająco dużo czasu żeby w spokoju zjeść i napić się kawy, umyć włosy, zrobić makijaż, więc tym bardziej nie chciało mi się podnosić z łóżka o 6:00.
Następnie zaczęłam wstawać o 6:30 – to był swego rodzaju kompromis. I wstawałam o tej godzinie przez kilka ostatnich tygodni, nawet wtedy gdy w Krakowie non-stop lał deszcz i pogoda była wyjątkowo senno-depresyjna.



Od kilku dni za to mamy upały. I właśnie dzięki nim wstaję przed szóstą, przed pierwszym budzikiem. Powód jest banalny – właśnie wcześnie rano słońce świeci mi prosto w twarz gdy leżę w łóżku. Zwyczajnie nie da się wytrzymać.
W związku z tym, myślę że teraz czekają mnie naprawdę efektywne poranki J

Mam zamiar ogarniać mieszkanie, czytać, gotować i robić perfekcyjne makijaże do pracy ;] 

sobota, 10 maja 2014

W co ręce włożyć?

O tym, że jestem perfekcjonistką pisałam to już wielokrotnie. O tym, że uwielbiam noworoczne postanowienia - również. Że jestem dość wymagająca wobec siebie i generalnie lubię mieć wszystko pod kontrolą i lubię planować - o tym możecie się przekonać przeglądając ten blog nawet pobieżnie. 

No i doszłam ostatnio do takiego momentu, że poczułam się bardzo rozczarowana samą sobą. Otóż, ja chcę robić tak wiele rzeczy, wszystkie na teraz, chcę się realizować praktycznie w każdej dziedzinie jaka mnie interesuje i w każdej dawać z siebie jak najwięcej. 

Coś to nie gra?
Nooo... nie gra. Tak się zwyczajnie nie da! Doszłam do dwóch, jakże "odkrywczych" wniosków: nie można mieć wszystkiego (na raz) oraz trzeba ustalić priorytety. Ustalenie priorytetów, choć oczywiste, jest dla mnie dość trudne... Niby wiele razy obiecywałam sobie, że skupię się tylko na najważniejszych dla mnie rzeczach (teoretycznie wiem, które to są), ale i tak miewałam wyrzuty sumienia gdy nic nie robiłam z pozostałymi planami/zainteresowaniami. Bądź tu człowieku mądry...
Ustaliłam sobie nawet dokładny plan robienia małych kroczków do przodu w wielu dziedzinach. Plan zakładał, że w danym dniu tygodnia zajmuję się daną rzeczą. Kompletnie to nie wypaliło, bo np. spontaniczny wypad na miasto z koleżankami, firmowa kolacja, wyjazd do rodziców burzyły mój harmonogram. A ja chaosu w moich tabelkach nie lubię, więc rzucałam je w kąt :P

Niestety, coś trzeba sobie odpuścić, aby coś innego móc zrealizować w 100% - czyli jednak priorytety...
Na razie mam priorytet nr 1 (bez którego inne plany nie mogą być zrealizowane), a cała reszta jest priorytetem nr 2... nie potrafię się zdecydować co jest dla mnie najważniejsze. Dodam tylko, że mam tutaj na myśli moje plany i zadania na ten rok. 

Jak już coś wymyślę, to może pojawi się tu lista spraw, na którymi naprawdę chcę się skupić w tym roku, i tych, które sobie na razie odpuszczam. Potrzebuję jeszcze trochę czasu na to. 

Dajcie znać, czy też macie takie dylematy. Jak sobie radzicie z ogarnianiem wszystkich waszych spraw? Czy wasza doba ma więcej niż 24 h? :)